Nie wiem, dlaczego dopiero teraz, po wielu latach od
pierwszej wizyty w Budapeszcie, wpadłam na pomysł zrobienia somlói galuska
(informacja dla nie-ignorantów: czytamy szomlooi
goluszko, bo – niespodzianka – w węgierskim s czytamy jak polskie sz
i na odwrót. Czyli co? Czyli jak widzimy sz
w węgierskim wyrazie, to czytamy s. I
żeby mi teraz nikt nie wyskakiwał z żadnymi László i Sándorami czytanymi inaczej, niż zarządziłam, bo to się źle skończy). Wracając do
sedna – somlói galuska to ulubiony deser Węgrów i obowiązkowy punkt programu,
jeśli się na Węgry jedzie. A mnie ostatnio tęsknota za Węgrami dopada średnio
raz w tygodniu, więc coś z tym trzeba było zrobić.
Nie przerażajcie się ilością składników i długością opisu, w
gruncie rzeczy robi się je dość szybko.
Na biszkopty:
- 9 jaj
- 240 g mąki
- 180 g cukru
- 30 g kakao
- 30 g zmielonych orzechów włoskich
Oddzielamy żółtka od białek, te drugie ubijamy na sztywno,
pod koniec dodając cukier. Do piany dodajemy żółtka, jedno po drugim, ciągle
mieszając.
Wymieszane jajka dzielimy na 3
równe części, każdą z nich przekładając do osobnej miski. Do pierwszej miski
stopniowo dodajemy 100 g mąki, delikatnie mieszamy i wylewamy na wyłożoną
papierem blachę – powstanie nam cienki prostokąt.
Do drugiej miski z jajkami
dodajemy 70 g mąki i 30 g kakao. Dalej postępujemy tak samo jak z pierwszym
biszkoptem.
Do trzeciej miski z jajkami
dodajemy 70 g mąki i 30 g zmielonych orzechów. Reszta jak wyżej.
Jeśli mamy duży piekarnik, to
możemy włożyć wszystkie 3 blachy na raz (ale uprzednio nagrzewamy go do 180
stopni z termoobiegiem), pamiętając, żeby zostawić między jedną a drugą blachą
trochę przestrzeni. Jeśli nie mamy dużego piekarnika, możemy włożyć 2 lub 1
blachę i piec placki do czasu, aż się zetną i zbrązowieją (po kakaowym tego nie
zobaczymy, więc czuwamy tylko nad jego ścięciem). Wychodzi po ok 10-15 minut na
placek. Jeśli nie mamy piekarnika wcale, to kupujemy gotowe biszkopty
(orzechowego raczej nie sprzedają, ale wtedy można zwykły biszkopt naponczować
np. taką wódką) i cieszymy się zaoszczędzonym czasem.
Po upieczeniu pozostawiamy je do
wystygnięcia.
Żeby zrobić syrop, którym placki
naponczujemy, potrzeba:
- 250 ml wody
- 100 g cukru
- 1/3 szklanki rumu / innego alkoholu (ja miałam likier kawowy)
Cukier rozpuszczamy w wodzie na
małym ogniu. Przestudzamy i dodajemy alkohol.
Krem waniliowy:
- 4 żółtka
- 750 ml mleka
- 200 g cukru
- 2 czubate łyżki mąki
- 2 łyżki ekstraktu waniliowego lub cukru waniliowego lub 1 laska wanilii, przekrojona wzdłuż
Żółtka ucieramy z cukrem. Kiedy
uzyskamy jasną masę, dodajemy doń mąkę i mieszamy do gładkości. Mleko
zagotowujemy z laską wanilii lub cukrem (jeśli używamy ekstraktu, dodajemy go
na samym końcu). Gorące mleko przelewamy ostrożnie, łyżka po łyżce, do masy
jajecznej. Energicznie mieszamy po dodaniu każdej porcji mleka. Kiedy wlejemy
już całe mleko, stawiamy nasz przyszły krem na małym ogniu i zagotowujemy,
nieustannie mieszając. Trzymamy na małym ogniu jeszcze przez 5 minut, aż
zgęstnieje. Zostawiamy do ostygnięcia.
Dodatkowo będą nam potrzebne:
- 80 g orzechów włoskich, posiekanych
- 80 g rodzynek, namoczonych w syropie, który przygotowaliśmy
- 40 g kakao do posypania
- 300 ml kremówki
- Sos czekoladowy
A teraz składamy wszystko do
kupy.
Na dnie naczynia o wymiarach
zbliżonych do naszych biszkoptów kładziemy kakaowy placek. Skrapiamy go obficie
syropem, posypujemy 1/3 posiekanych orzechów i rodzynek, polewamy 1/3 masy
waniliowej. Kładziemy biszkopt zwykły i powtarzamy powyższe czynności. Na
koniec kładziemy orzechowy biszkopt i znowu jedziemy z tym samym. Odstawiamy na
noc do lodówki.
Przed podaniem posypujemy kakao
(kakałem), przytulamy do kołderki z ubitej śmietanki (na bardzo sztywno ubija moja siostra, Magdalena, polecam) i zwieńczamy sosem
czekoladowym:
- 150 g gorzkiej czekolady
- Pół szklanki cukru
- Pół szklanki wody
- Pół szklanki alkoholu (u mnie – znowu – likier kawowy)
Wodę zagotowujemy. Czekoladę roztapiamy
w wodzie, dodajemy cukier i alkohol, mieszamy tak długo, aż powstanie nam sos o
jednolitej konsystencji. Zostawiamy do ostygnięcia i takimż to ostudzonym sosem
polewamy nasz wybitny deser.
Nowy kuchenny pomocnik od Gwiazdora :)
Kiedy mieszkałam w Budapeszcie, zajadałam się sómloi galuską - to najsmaczniejsza rzecz na świecie! :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam