niedziela, 5 stycznia 2014

Somlói galuska

Nie wiem, dlaczego dopiero teraz, po wielu latach od pierwszej wizyty w Budapeszcie, wpadłam na pomysł zrobienia somlói galuska (informacja dla nie-ignorantów: czytamy szomlooi goluszko, bo – niespodzianka – w węgierskim s czytamy jak polskie sz i na odwrót. Czyli co? Czyli jak widzimy sz w węgierskim wyrazie, to czytamy s. I żeby mi teraz nikt nie wyskakiwał z żadnymi László i Sándorami czytanymi inaczej, niż zarządziłam, bo to się źle skończy). Wracając do sedna – somlói galuska to ulubiony deser Węgrów i obowiązkowy punkt programu, jeśli się na Węgry jedzie. A mnie ostatnio tęsknota za Węgrami dopada średnio raz w tygodniu, więc coś z tym trzeba było zrobić.
Nie przerażajcie się ilością składników i długością opisu, w gruncie rzeczy robi się je dość szybko.

Na biszkopty:
  • 9 jaj
  • 240 g mąki
  • 180 g cukru
  • 30 g kakao
  • 30 g zmielonych orzechów włoskich

Oddzielamy żółtka od białek, te drugie ubijamy na sztywno, pod koniec dodając cukier. Do piany dodajemy żółtka, jedno po drugim, ciągle mieszając.
Wymieszane jajka dzielimy na 3 równe części, każdą z nich przekładając do osobnej miski. Do pierwszej miski stopniowo dodajemy 100 g mąki, delikatnie mieszamy i wylewamy na wyłożoną papierem blachę – powstanie nam cienki prostokąt.
Do drugiej miski z jajkami dodajemy 70 g mąki i 30 g kakao. Dalej postępujemy tak samo jak z pierwszym biszkoptem.
Do trzeciej miski z jajkami dodajemy 70 g mąki i 30 g zmielonych orzechów. Reszta jak wyżej.
Jeśli mamy duży piekarnik, to możemy włożyć wszystkie 3 blachy na raz (ale uprzednio nagrzewamy go do 180 stopni z termoobiegiem), pamiętając, żeby zostawić między jedną a drugą blachą trochę przestrzeni. Jeśli nie mamy dużego piekarnika, możemy włożyć 2 lub 1 blachę i piec placki do czasu, aż się zetną i zbrązowieją (po kakaowym tego nie zobaczymy, więc czuwamy tylko nad jego ścięciem). Wychodzi po ok 10-15 minut na placek. Jeśli nie mamy piekarnika wcale, to kupujemy gotowe biszkopty (orzechowego raczej nie sprzedają, ale wtedy można zwykły biszkopt naponczować np. taką wódką) i cieszymy się zaoszczędzonym czasem.
Po upieczeniu pozostawiamy je do wystygnięcia.

Żeby zrobić syrop, którym placki naponczujemy, potrzeba:
  • 250 ml wody
  • 100 g cukru
  • 1/3 szklanki rumu / innego alkoholu (ja miałam likier kawowy)

Cukier rozpuszczamy w wodzie na małym ogniu. Przestudzamy i dodajemy alkohol.

Krem waniliowy:
  • 4 żółtka
  • 750 ml mleka
  • 200 g cukru
  • 2 czubate łyżki mąki
  • 2 łyżki ekstraktu waniliowego lub cukru waniliowego lub 1 laska wanilii, przekrojona wzdłuż


Żółtka ucieramy z cukrem. Kiedy uzyskamy jasną masę, dodajemy doń mąkę i mieszamy do gładkości. Mleko zagotowujemy z laską wanilii lub cukrem (jeśli używamy ekstraktu, dodajemy go na samym końcu). Gorące mleko przelewamy ostrożnie, łyżka po łyżce, do masy jajecznej. Energicznie mieszamy po dodaniu każdej porcji mleka. Kiedy wlejemy już całe mleko, stawiamy nasz przyszły krem na małym ogniu i zagotowujemy, nieustannie mieszając. Trzymamy na małym ogniu jeszcze przez 5 minut, aż zgęstnieje. Zostawiamy do ostygnięcia.
Dodatkowo będą nam potrzebne:
  • 80 g orzechów włoskich, posiekanych
  • 80 g rodzynek, namoczonych w syropie, który przygotowaliśmy
  • 40 g kakao do posypania
  • 300 ml kremówki
  • Sos czekoladowy

A teraz składamy wszystko do kupy.
Na dnie naczynia o wymiarach zbliżonych do naszych biszkoptów kładziemy kakaowy placek. Skrapiamy go obficie syropem, posypujemy 1/3 posiekanych orzechów i rodzynek, polewamy 1/3 masy waniliowej. Kładziemy biszkopt zwykły i powtarzamy powyższe czynności. Na koniec kładziemy orzechowy biszkopt i znowu jedziemy z tym samym. Odstawiamy na noc do lodówki.
Przed podaniem posypujemy kakao (kakałem), przytulamy do kołderki z ubitej śmietanki (na bardzo sztywno ubija moja siostra, Magdalena, polecam) i zwieńczamy sosem czekoladowym:
  • 150 g gorzkiej czekolady
  • Pół szklanki cukru
  • Pół szklanki wody
  • Pół szklanki alkoholu (u mnie – znowu – likier kawowy)

Wodę zagotowujemy. Czekoladę roztapiamy w wodzie, dodajemy cukier i alkohol, mieszamy tak długo, aż powstanie nam sos o jednolitej konsystencji. Zostawiamy do ostygnięcia i takimż to ostudzonym sosem polewamy nasz wybitny deser.




Nowy kuchenny pomocnik od Gwiazdora :)







1 komentarz:

  1. Kiedy mieszkałam w Budapeszcie, zajadałam się sómloi galuską - to najsmaczniejsza rzecz na świecie! :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

drukuj